"Kiedy Pan Bóg ukończył tworzenie świata, siadł sobie na modrej chmurce i spojrzał na dół na ziemię. Widział tam ludzką pracę -bardziej i mniej zadowolonych z niej ludzi. Postanowił im dać czas na zagospodarowanie. Kiedy wyznaczony termin minął, zawołał anioły , aby mu zdały dokładnie sprawę z ludzkich poczynań. Aniołowie zaczęli opowiadać jak to tu i tam ludzie pracują. Tylko anioł kartuski jakoś nie chwalił, tak jak inni, swojej strony. Boga to zdziwiło, bo myślał że wszyscy i wszędzie są ukontentowani jego podarunkami. Więc zapytał anioła z Kartuz: Co też się tym twoim na dole nie podoba? bo widzę, że jesteś smutny. Ci moi pracują, Panie, jak inni, ale nie mają wody. Tam u mnie nie ma ani rzeki takiej jak Wisła, ani jeziora takiego jak Żarnowieckie, ani nawet rzeczek, które by mogły obracać młyny. Nie ma lasów, gajów czy borów. Są tylko piaski albo mokradła, więc i ja, tak jak moi ludziska, nie mogę być rad. Pana Boga jednak to, co powiedział anioł, nie zadowoliło. Chciał się przekonać, jak jest, dokładniej. Kazał więc zwołać do siebie, niby to na odprawę, chłopów z wszystkich stron. Wkrótce zaczęli się zjawiać. Jedni byli odziani kuso, inni w kożuchach, jeszcze inni w jedwabiach. W niebie czuli się jak dzieci przed pruskim nauczycielem, zalęknieni i bladzi. Ale nie wszyscy. Był wśród nich chłop postawy wysokiej, zwalisty, miał na sobie kożuch bardzo szeroki i długi, sięgający do kostek. Ten czuł się jak polski szlachcic, tyle, że w niebie nie miał szabli. Pan Bóg widząc, że są jakby na sądzie, kazał im zasiąść dookoła owalnego stołu. Większość z nich zaczęła pchać się do kupy, nikt nie chciał zająć miejsca w przodzie, a już szczególnie blisko Pana Boga. Tylko ten w szubie rozsiadł się na przedzie, jak jaki baron. A był to gbur (zamożny rolnik N. M.) kartuski. Teraz Pan Bóg przystąpił do sprawy. Powiadajcie -rzekł chłopi, czy wam się widzą wasze strony. Co byście jeszcze chcieli mieć? Chłopi pod spojrzeniem Pana speszyli się, zapomnieli języka w gębie, pospuszczali głowy i milczeli. Tylko ten nasz, kartuski, spoglądał odważnie, ale i on nic nie gadał , bo i jemu było nieswojo. Pan Bóg jednak widział, że chciałby coś powiedzieć, więc zwrócił się wprost do niego: No, szubiasty, widzę, żeś najodważniejszy, spoglądasz bystro, jesteś też urodziwy, a może nawet bogaty, bo masz odzienie takie długie, że musisz je podkasywać można cię nazwać Kaszubą. Podobasz mi się. Więc mów. Jak jest? Co ty byś jeszcze chciał? Wasz anioł stróż powiadał, że macie liche grunty czy to prawda? Bo coś mi się wydaje, że wy mu za wiele nałgaliście. Oj łgacie, łgacie i narzekacie. Więc tu i teraz powiedz mi w oczy: jak u was jest? Kaszuba, nazwany tak przez samego Boga, odchrząknął, podrapał się za uszami i rzekł: My sobie dajemy radę wszędzie. Tam, gdzie są piaski i tam, gdzie są bagna, bo robimy tak jak Wy, Panie, nakazujecie. I dlatego mamy te szuby te owcze kożuchy. Ale jeśli możemy od Was, Panie, jeszcze coś dostać, to pokornie prosimy, bardzo prosimy. Panu Bogu te słowa się podobały. Więc zapytał: A co byście chcieli mieć? Chcemy mieć kraj upiększony tym i owym, co Wy, Panie, macie jeszcze gdzieś w zakamarkach gwiazdkowego worka. Bardzo lubimy piękno, ono czyni nas lepszymi, podnosi nasze myśli ku Niebu, Bo przecież Niebo, to samo piękno, to dobroć i miłość. Pan Bóg kazał sobie przynieść gwiazdkowy worek, chwycił za koniuszek jego rogu i wysypał zeń różne dobra na sam środek kaszubskiej ziemi tak, że spadły właśnie na stronę kartuską. Spójrz teraz w dół rzekł życzliwie d0 gbura. Kaszuba spojrzał i zaraz rzucił się przed Panem Bogiem na kolana, aby dziękować za wspaniały dar. Bo zobaczył cudowne jeziora, malownicze wzniesienia, na których rosły przeróżne drzewa i z których spływały rwące strumienie gotowe obracać koła młynów, gadające: Dajcie nam robotę, dajcie nam robotę. Usłyszał też śpiew ptaków, których pełne były lasy, gaje i bory. Zapragnął więc jak najrychlej powrócić do domu. Pan Bóg, który to widział, zwrócił się do niego: Nie tak szybko. Musisz i ty, musicie i wy, Niebu coś dać. Gbur kartuski był małym sknerą, więc jakby się skurczył, ale trzeba było Pana zapytać, co by też Niebu kartuscy ludzie dać mogli. Dajcie nam pobożnych, pracowitych zakonników. Ofiarujcie im najlepsze lasy i jeziora, najurodzajniejsze ziemie i niech oni, którzy przyjdą z obcych stron, też staną się Kaszubami. Gbur kartuski obiecał, że tak będzie, więc Pan puścił go do domu. I ludzie kartuscy dali zakonnikom najbogatsze zakątki lasów, jeziora i najlepsze ziemie, aby chwalili Boga i stali się Kaszubami, Polakami. Bo Kaszuba to Polak, tylko ten lepszy. Przecież to on na niebieskiej odprawie najbardziej się Panu Bogu podobał".
(J. Ceynowa, Dobro zwycięża. Legendy z Kaszub i Pomorza, Gdańsk 1985,s.150 152)
{gallery}legenda{/gallery}